Zamieściłem niedawno na FB zdjęcia ryb. Małe karasie wywołały sporą burzę. Nazwano mnie wandalem. Prawdziwy wędkarz tak nie robi! – grzmiał jakiś głos. Nic nie pomogło, gdy poinformowałem, że wszystkie ryby po zrobieniu zdjęcia wypuściłem. Jako wędkarz byłem zdziwiony. Jako bloger poczułem się zobowiązany, aby napisać o tym czym jest etyka wędkarska.

Małe karaski wywołały sporą burzę.
Już na starcie napotkałem na problem: jak mogłem bowiem w kategoriach etycznych rozprawiać nad czymś, co z etyką nie ma nic wspólnego? No, bo… kurczę, wybaczcie to co teraz napiszę, ale wędkarstwo to w gruncie rzeczy męczenie ryb.
Ale…
Wiem…
W ogóle w trakcie pisania tego tekstu, a zajęło mi to bodajże aż pięć dni, przeszedłem wyboistą drogę. W zasadzie to więcej myślałem niż pisałem, a jak już coś zanotowałem to zaraz kreśliłem.
Gdzieś tak w okolicach drugiego dnia ruszyłem z miejsca. Etyka wędkarska? Eee, pikuś!
Dobra niech będzie – nie ma czegoś takiego jak etyczne wędkarstwo, ale patrzcie – istnieje jednak jakiś etyczny wędkarz!
Ktoś, kto twierdzi, że nie jestem prawdziwym wędkarzem i oskarża mnie o to musi mieć przecież legitymizację do takiego zachowania. Musi być chłop wzorem moralności!
Jakoś pasował mi ten typ na bohatera mojej opowieści. Człowiek, który wypuszcza wszystkie złowione ryby, nie trzyma ich w siatkach, napomina innych: no, no! Nie róbcie tego, bo to be! – dla mnie bomba! Wzór do naśladowania! – naprawdę, nie mówię tego z ironią.
Wędkarz etyczny (piszę) to taki, który (stawiam dwukropek i wymieniam). Nie za… (kończę wymienianie)… bija ryb (kropka). Nie zabija ryb.
…
NIE ZABIJA RYB
…
Zapaliła mi się czerwona lampka. Zrozumiałem, że wpis ten będzie inny. Zazwyczaj przenoszę na papier to, co wiem. Tu zaś będę dopiero pojmował istotę sprawy, pisząc.
Czemu, cholera, wypuszczanie ryb jest etyczne, a zabijanie nie?
Czy wędkowanie dla satysfakcji (mamy chyba frajdę z łowienia, prawda?) daje nam podstawy do uważania się lepszymi pod względem moralnym, od tych którzy łowią ryby po to, aby je zjeść? Na jakim miejscu postawiłbyś człowieka, który męczy inną istotę dla zabawy, a na jakim takiego, który robi to dla pożywienia?
Co z tego, że złowiłeś rybę na bezzadziorowy hak i trzymałeś w siatce z regulaminowo małymi oczkami, skoro ona i tak cierpiała podczas łowienia?
Odpowiedzi na te pytania wcale mi się nie podobały. Kawałek po kawałku rozsypywał się mój światopogląd na kwestie etyczne w wędkarstwie i z tą myślą poszedłem spać.
Oczywiście w czasie pomiędzy rozważaniami pozałatwiałem wszystkie codzienne sprawy: dom, praca, syn, żona.
Dzień trzeci.
Tego dnia podjąłem próbę osadzenia wszystkiego co zrozumiałem w realiach dzisiejszej rzeczywistości. Po cichu liczyłem, że karta w grze o zachowanie twarzy mojej, Twojej, naszej – wędkarzy – się odwróci. Po południu zacząłem jednak rozważać odpuszczenie sobie tematu. Do wieczora nie skleiłem nic, nic nie było tak, jak miało być.
Dobranoc.
Wnioski dnia czwartego. Nie jesteśmy jedynymi bandziorami czy może wcale nimi nie jesteśmy?
Co wiedziałem? Kwestia wypuszczani/zabierania ryb nie decyduje o niczym. W ogóle, co bym nie zrobił to i tak nic nie da. Powinienem mieć moralniaka, dlatego że jestem wędkarzem.
Myśl Dawid, myśl.
Kawa – po czarnej, mielonej lepiej się myśli.
Myślę. Upijam – coś wymyśliłem.
Postanowiłem poszukać zawodów/społeczności/osób, które borykają się z podobnymi problemami etycznymi. Tak na szybko: hodowcy trzody chlewnej i miłośnicy papug.
Jedni trzymają w obórkach świnki, żeby zakończyć ich żywot na jeden z dwóch sposobów: „bzzz” albo „łup”. Drudzy zapewniają dzikim zwierzątkom żywot za kratami. Co w tym etycznego? Nic.
Albo inny przykład (przyszedł mi do głowy jako pierwszy, ale za bardzo nie pasował do kontekstu wpisu): ratownik medyczny. Sanitariusz. Co prawda jest to bardzo klawy gość, który ratuje ludziom życie, ale też czasem musi postąpić „be”. Robi tak, dajmy na to, dokonując selekcji poszkodowanych podczas wypadku. Nie rokujesz – czekasz. Może na śmierć.
Czy ten wporzo gość łamie zasady etyczne? W pojęciu etyki, ale takiej ogólnoludzkiej, czyli dotyczącej ludzi jako zbiorowości osobników, z których każdy posiada takie samo prawo do życia, na pewno tak.
Zgadza się, ale jest tu coś jeszcze. Zaglądam w kubek – kawa mi się kończy. Coś tu mi nie gra – myślę intensywnie. Przykładam kubek do ust – bingo! Do głowy wpadła mi pewna myśl.
Gdybym miał kawę w środku to, przysięgam, na pewno bym się oblał.
No właśnie! I tu tkwi sedno!
Ten (nie wiem jak już go nazwać), ten zdecydowanie zbyt słabo opłacany przez państwo człowiek, wcale nie wraca do domu z poczuciem winy, gdy straci pacjenta. A czemu? Bo będąc w pracy wychodzi z roli zwykłego człowieka. Przywdziewając uniform ratownika staje się ratownikiem właśnie i przestaje go obowiązywać kodeks etyczny ogólnoludzki, a zaczyna – kodeks ratownika medycznego.
Mało tego, to samo mówią mu przepisy: idź do domu, skończyłeś swój 24-godzinny dyżur, za 12 godzin zaczynasz następny. Śpij spokojnie, bo masz czyste sumienie – tak kazaliśmy Ci zrobić!
Tak, jak hodowcę papug etyka hodowców, a rolnika rolników, tak jego sumienie od tej chwili rozlicza etyka ratowników. Zaś wędkarza? Oczywiście! Etyka wędkarska. Obostrzona (jak w przypadku sanitariusza oraz wymienionych tu lub nie zawodów/społeczności/osób) przepisami: dla nas akurat są to formuły zawarte w ustawie o amatorskim połowie ryb i jeszcze kilku innych dokumentach.
Wędkarska, a więc odnosząca się do wędkowania. Sportu, w którym łowi się ryby, zadając im – niestety – cierpienie. Powstała po to, aby ulżyć zwierzętom w cierpieniu.
Uff!
Dawid piątego dnia miał odpoczywać, ale musiał wszystko zebrać w całość. Czym więc etyka wędkarska jest? Nie narażać ryb na zbędne cierpienie. – Tak, nie w skrócie, ale w pełnej formie brzmi definicja zwrotu: etyka wędkarska.
Siedzę przed komputerem, dokonuję ostatnich poprawek w tekście i myślę sobie: świat jest nieetyczny, a zadaniem naszym – ludzkim – jest go uetycznić.
Dlatego stosujmy podbieraki lub podbierajmy ryby rękoma (jeżeli umiemy to bezpiecznie dla ryby zrobić). Łówmy pstrągi na grubą plecionkę lub żyłkę 0,20 (jeśli nasze umiejętności minimalizują ryzyko jej urwania, przez co przecież w pysku kropka mógłby zostać wobler z kotwicami). Niech te kotwice mają zadziory lub będą bezzadziorowe (przynajmniej wtedy, gdy wymaga tego regulamin). Wypuszczajmy ryby lub je zabierajmy (w ilościach zgodnych z przepisami, zabijajmy je humanitarnie). I tak dalej, i tak dalej, i tym podobne…
Przede wszystkim jednak nie bądźmy etyczni bardziej, niż etyka wędkarska, bo to rodzi niepotrzebne spory. Nie komplikujmy sami sobie życia – my wędkarze. Nie uprzykrzajmy tej jego części spędzanej nad wodą.
Osobiście wypuszczam 99,999% złowionych ryb, ale nie przeszkadza mi, gdy ktoś zabiera je z łowiska. I trzymam w siatce karasie. Cóż – taki już ze mnie jest nieetyczny typ.
One Comment
no_more
9 lipca 2018 at 18:30elektryka etyka nie tyka…